poniedziałek, 26 listopada 2012

W inwestowaniu ważne są efekty, a nie wydane kwoty

W naszym domu zaczyna przeciekać dach, drzwi nie chcą się domykać, a schody skrzypią – jednak my stawiamy sobie nowy płot i wodotrysk w ogródku. Właśnie w ten sposób zarządzamy Wrocławiem. Daliśmy się wszyscy omamić technokratom, bo uwierzyliśmy, że więcej i więcej inwestycji rozwiąże nasze problemy i rozwinie miasto. Zapomnieliśmy, że w inwestycjach liczy się efekt, a nie wydane pieniądze, a jeszcze ważniejsze jest dbanie o to, co już mamy.

Nasze kochane władze chwalą się miliardami wydanymi na inwestycje. A media rozliczają je z kolejnych. Naprawdę potrzebne jest nam Muzeum Sztuki Współczesnej (zwane pojazdem Jawów)?



Budynek, nie przeczę, ma coś w sobie, tylko czy naprawdę wyciskamy co się da z istniejących muzeów? Jeśli nie, to może najpierw wyciśnijmy co się da z tego, co mamy, zamiast stawiać sobie kolejny pomnik.

To się nie tyczy tylko budynków. Budowa i remont kolejnej drogi ma sens tylko wtedy, gdy będą tego efekty. Czyli jeśli zmniejszą się korki w mieście. Podobnie jak kupowanie nowych tramwajów: efekt jest wtedy, gdy będzie nimi jeździło więcej pasażerów. Inaczej inwestycje nie mają żadnego sensu – poza PR-ową możliwością pochwalenia się: patrzcie, jak jest świetnie. Inwestujemy.

Za każdym razem kiedy „inwestujemy” w coś, czego efektów nie widać, na coś innego musi zabraknąć. We Wrocławiu – na remonty. Miasto jest u nas stuprocentowym właścicielem ok. 1600 kamienic. W 2009 roku urzędnicy zlecili kompleksowe remonty 43 z nich. W 2012 – zaledwie 8. Oprócz całościowych remontów wykonano wtedy 340 mniejszych napraw (m.in. dachów, czy klatek schodowych), zaś w tym roku zaledwie 74.

Problem to nie tylko kamienice. Mamy jeszcze mosty, tunele, wiadukty. Je też trzeba utrzymywać. Czy ktoś u nas o tym myśli? Nikt – i da się to udowodnić na jednym przykładzie. Na Lotniczej koło stadionu postawiliśmy wiadukt dla kierowców, którzy jadą w stronę centrum. Po to, żeby nie blokował ich tramwaj, który wjeżdża pomiędzy jezdnie. Tyle tylko, że tuż przed wiaduktem są światła, które zatrzymują auta. Można więc było zastosować takie samo rozwiązanie jak na Pułaskiego, gdzie tramwaje zmieniają tor jazdy, gdy samochody stoją na czerwonym.



Dodajmy, że wiadukt jest zwykle 7,5 razy droższy od tradycyjnej drogi – i w budowie, i utrzymaniu. Efekt dla kierowców byłby taki sam.

To naprawdę nie jest wyjątek. Nie sztuka kupić nowe autobusy i tramwaje. Sztuka, żeby mieć czym wozić pasażerów. Żeby MPK nie groziło zabranie licencji na wożenie pasażerów. Pozwalając technokratom udowadniać nam, że jest dobrze, bo wydają miliardy – pozwalamy im manipulować sobą. Bo kluczowe są efekty wydawania pieniędzy. Mniejsze korki. Szybszy dojazd do pracy itd. Czyli dokładnie to, czego nie mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz