czwartek, 14 marca 2013

Kupujcie auta: bez katastrofy lepiej nie będzie

Nie myślałem, że to kiedyś napiszę, ale: jeśli ktoś chce poruszać się po Wrocławiu szybko i wygodnie, niech sobie kupi samochód. Zarządzający komunikacją nie nauczyli się, jak poprawiać życia pasażerom i nauczyć się nie chcą. Jazda rowerem jest tylko dla odważnych, bo na poprawę bezpieczeństwa pieniędzy jak nie było, tak nie ma. W autach nie utkniecie w korkach (bo jak wiadomo urzędnicy stwierdzili, że korków nie ma) – do tego jest w nich wygodnie, ciepło i będzie gdzie parkować.

Jak ktoś mi jeszcze będzie chciał wmówić, że we Wrocławiu nie promuje się kierowców – zabiję go śmiechem. Nasze władze stwierdziły, że jednak na Kiełbaśniczej nie będzie deptaku. Nawet nie będzie pół-deptaku, czy jak się tam ta proteza nazywała, którą próbowali wprowadzić. Kiełbaśnicza zostanie przejezdna. I brawo. Kolejnym krokiem ma być podobno pozwolenie kierowcom na jeżdżenie dookoła placu Solnego, a złośliwi twierdzą, że może i po Rynku.

Zresztą kierowcy to są u nas szczęśliwi. Korków nie ma – bo urzędnicy odwołali korki. Parkingi się wokół centrum budują – wieczna szczęśliwość.



Żeby broń Boże żaden kierowca nie pomyślał o przesiadce do tramwaju czy autobusu, nie zostanie zrobione dokładnie nic – nawet taki drobiazg jak ulgi w biletach, które sprawdziły się w Nysie – to u nas za dużo. Nie wolno także wydłużyć zielonego na przejściach dla pieszych, żeby się kierowca nie zdenerwował (znaczy może się zdenerwować, jak wyjdzie z auta, ale wtedy już kierowcą nie jest). Zaś żeby nie pomyślał kierowca o jakichś rowerach, to się na budowę bezpiecznych ścieżek kasy nie da (a jak da – to oficjalnie za mało), zaś jakby to nie wystarczyło, to się im tych ścieżek nie odśnieży. Bo i po co.

Gorzka konkluzja jest taka: wrocławscy urzędnicy zajmujący się komunikacją nie muszą z nikim rozmawiać, nikomu się tłumaczyć, wszystko wiedzą lepiej i żyją w przeświadczeniu, że zawsze mają rację. Bo im autem po mieście nie jeździ się źle.
Dlatego będę namawiał, kogo tylko mogę – kupujcie samochody. Dopóki nie powtórzy się u nas scenariusz z Warszawy – i miasto nie stanie na tydzień od rana do nocy w jednym wielkim korku – nic się nie zmieni.

wtorek, 12 marca 2013

Nowy plan urzędu to wyeliminować media

W magistracie mają dość tego, że przez ostatnie kilka lat jedyną autentyczną opozycją wobec niego były wrocławskie media. To dziennikarze jako jedyni kwestionowali piękny obraz najbardziej dynamicznego miasta w Polsce, które po pierwszych czterech latach rządów Dutkiewicza dostało czkawki i zostało dogonione przez inne duże miasta Polski. Oficjalną wojnę urząd już wypowiedział podczas procesu Janicki vs. Dutkiewicz, który chciał utajnić. Teraz media chce zastąpić swoją oficjalną stroną.

Dokładnie w poniedziałek ukazał się mój tekst – sorry, wiem, że to niezbyt koszerne pisać na blogu o własnych tekstach, ale muszę o nim wspomnieć ze względu na osobę profesora Wiesława Godzica, najbardziej znanego w tej chwili medioznawcy w kraju. Poprosiłem go, by skomentował dla mnie wywiad z wiceprezydentem Maciejem Blujem, który ukazał się na wroclaw.pl – oficjalnej stronie urzędu. Padły słowa: „propaganda w stylu poprzedniego ustroju” oraz „myślałem, że to się w Polsce już nie zdarza”.

Dla magistratu ich wewnętrzne wytłumaczenie brzmi dokładnie odwrotnie: tak robią wszyscy. Burmistrzowie albo zakładają własne gazetki, albo życie tych powiatowych zależy od reklam z urzędu, więc piszą to, co władza chce. Albo unikają pisania o rzeczach niewygodnych. To nie jest regułą, ale rzeczywiście się zdarza.
Tyle, że Wrocław to nie Polska powiatowa, a tu mamy do czynienia z portalem miejskim. Utrzymywanym wprost z podatków.

Zresztą wywiad na stronie magistratu to tylko niewielki krok w całej lawinie działań, które teraz wychodzą na światło dzienne. Oficjalnym wypowiedzeniem wojny był wniosek o utajnienie procesu Janicki vs. Dutkiewicz, a dokładnie tłumaczenie go frazą: „bo media niewłaściwie by go relacjonowały i mógłby ucierpieć wizerunek prezydenta”. Niewłaściwie czytaj: „inaczej niż chcemy”.



Dodam do tego utajnienie badań przeprowadzonych na zlecenie UM, które ukazały się na stronie urzędu, a które trafiły do większości mediów. Badań, w których jawne jest wszystko poza: pytaniami, możliwymi odpowiedziami i szczegółowym rozkładem większości odpowiedzi. Czyli wszystkim, do czego można by się przyczepić. Inaczej: ja wiedziałbym, gdzie znaleźć 2 tys. ludzi zadowolonych z komunikacji. Poza Psim Polem, południem Gądowa i Tarnogajem. Na przykład wzdłuż Legnickiej.
Czy tak było? Nie wiem – bo badania są tajne. Jawne są tylko ich pozytywne wyniki.

To co obserwujemy dziś to skutek kilku lat działania i planowania. Stroną urzędu zajmują się dziś ściągani latami profesjonaliści. Wiedzą, jak to robić – i nie są w tym źli. To fachowcy. Urząd zaczął ich ściągać w czasach, gdy Rafał Dutkiewicz miał wszystko: sondaże, pełną władzę w UM i szeroką koalicję w radzie. Tylko mediom się coś nie podobało. Rozwiązanie było proste – wymyślić własne medium i skutecznie je wypromować (np. poprzez ograniczenie dostępu do informacji).

Na koniec wrócę do tego wywiadu, żeby podkreślić, co jest w tym, co się dzieje groźnego. ”Wystarczy spojrzeć na ten wywiad, by zobaczyć, że nie ma w nim żadnych niewygodnych pytań. To monolog rozpisany na dialog” - zauważa prof. Godzic. Właśnie o to chodzi. Żadnych niewygodnych pytań. Żadnej kontroli. Lubię rozmawiać ze sobą, bo moja racja jest mojsza.
Kiedy spytałem w urzędzie, dlaczego tak robią, dostałem odpowiedź, którą da się zamknąć w słowach: „bo możemy”. To prawda. Nie zabrania tego prawo. Mógłby zabronić wyborca, pokazując czerwoną kartkę. A skoro – co już udowadniałem – wrocławianie zasługują na Rafała Dutkiewicza i jego ekipę, to kto im zabroni robić, co chcą?

czwartek, 7 marca 2013

Drobiażdżek, którego półtora roku nie dało się załatwić

Ta informacja nie zmieni niczyjego życia na lepsze. To nie jest rewolucja. To coś, co powinno się zdarzyć półtora roku temu, gdy Śląsk zagrał pierwszy mecz na stadionie na Pilczycach. Od piątku będą działać aż cztery dodatkowe punkty sprzedaży biletów na mecze wrocławskiej ekipy. A że we Wrocławiu zawsze robimy rzeczy wielkie i spektakularne, choć życie składa się z drobiazgów, to warto takim drobnym zmianom kibicować.

Podobno nic nie wkurza tak bardzo jak drobiazgi. Brak szyby, którą jakiś pacan zbił u mnie na klatce pierwszego dnia nie przeszkadzał mi wcale. Drugiego zauważyłem, że od przeciągów trzaskają mi okna. A po pięciu dniach myślałem, że porozrywam tego, kto nie zadbał o jej ponowne wstawienie.

Takich drobiazgów jest więcej. Za każdym razem gdy dojeżdżam tramwajem na węzełek przesiadkowy Kwiska i patrzę, jak odjeżdża mi autobus - bo on miał zielone światło, a tramwaj stoi w miejscu już drugą minutę - mam dokładnie tak samo.
Kiedy po raz kolejny widzę, że jestem w połowie przejścia dla pieszych, a światła już są czerwone - również. Tak mam i kiedy się dowiaduję, iż promowanie rowerzystów polega na rezygnacji z odśnieżania im dróg, a komunikacji zbiorowej na wysyłaniu pism do ministerstwa: “nie - jednak na nowe torowiska nie chcemy unijnych pieniędzy”.

Dodatkowe kasy biletowe nie zmienią diametralnie sytuacji klubu, który przez dwa lata miał więcej środkowych obrońców niż pół ligi. Klubu, na który miasto nie stać - a jednak chce go wykupić w całości, bo z obecnym wspólnikiem sobie nie radzi. Klubu, który jest tak fatalnie zarządzany, że najwierniejsi kibice domagają się zmian zarządu.



Ponieważ miesiącami przerastało to możliwości organizacyjne, warto zaznaczyć, że bilety na mecze mistrzów Polski kibice będą mogli kupić na pl. Solnym, Dworcu Autobusowym oraz w dwóch centrach handlowych: Magnolii i Pasażu Grunwaldzkim.

Nie będę złośliwy. Nie połączę tego z informacjami, że Estadio de Rafal na Pilczyco-Maślicach będzie przynosił straty jeszcze co najmniej dwa lata, ani z zapowiedzią skrócenia linii autobusowych łączących Nowy Dwór z centrum miasta.
Raczej usiądę głęboko w fotelu i ponapawam się faktem, że coś we Wrocławiu zmieniło się na lepsze. Nawet jeśli w skali, w której nasze miasto, kraj i świat zbawia Nasz Prezydent i Jego Ekipa to taki maleńki drobiażdżek.

niedziela, 3 marca 2013

Stawianie na pieszych i rowerzystów: nowa polityka, stare efekty

Efektem wprowadzenia priorytetu dla autobusów i tramwajów było likwidacja i skracanie linii oraz zmuszanie pasażerów do licznych przesiadek. Czym skończy się nowy pomysł na pomaganie pieszym i rowerzystom? Likwidacją chodników?

Po dziesięciu godzinach nadzwyczajnej sesji rady miasta dotyczącej komunikacji, straciłem resztki złudzeń. Wszyscy ci wiceprezydenci, dyrektorzy departamentów czy prezesi odpowiadający za to, jak się poruszam po mieście naprawdę wierzą, że robią wszystko dobrze a nawet lepiej. Zamówili nawet badania, które miały to potwierdzić. Choć już dwa dni po ich publikacji prezes MPK wyjawił, że nie pokazują prawdziwego obrazu rzeczywistości (zdania: "Czystość pojazdów MPK nie jest wystarczająca, niezależnie od tego co mówią o tym badania Homo Homini") interpretować się nie da.

Urzędnicy nie dostrzegają, że na Psie Pole (po skróceniu 131, 141 i innych zmianach), na Nowy Dwór (po likwidacji 139), Sępolno (po likwidacji 12), Bartoszowice, Gądów (po likwidacji E) – po ich "poprawkach" trudniej się dostać.

Więcej nawet – nie chcą już z nikim o niczym rozmawiać. Wiedzą lepiej.
Dowodem na to, że wiedzą lepiej, ma być nowa strategia – priorytetem dla urzędników są teraz piesi i rowerzyści.



Za problem zbyt krótko palącego się zielonego światła już się zabrali. „Zmieniamy ustawienia świateł gdzie się da, czyli tam, gdzie nie zwiększałoby to korków. Od otwarcia obwodnicy zrobiliśmy to już na kilkunastu skrzyżowaniach, a teraz projektujemy nowe cykle na trzech kolejnych przejściach.”

Rowerzyści to też „priorytet deklaratywny”, bo nie idą za nim pieniądze. Dwa lata temu Zbigniew Komar, zastępca dyrektora departamentu infrastruktury i gospodarki powiedział: wiemy, że na program rowerowy potrzeba 8 milionów na rok. W 2012 roku było 2, a w tym roku na „priorytet” jest 3,6 mln zł. I też dlatego, że potrzeba na drogi. Więcej nawet – w ramach tego stawiania na ruch rowerowy wymyślono, że drogi dla jednośladów nie będą odśnieżane.

Praktycznie cała wierchuszka magistratu wszędzie jeździ autami. Nie wolno im kazać stać na światłach – niech pieszy biega. A na rowerach też niech jeżdżą te świry – co z tego, że jest to niebezpieczne. My mamy priorytet. I nijak nie da się im wyjaśnić, że od gadania nic się jeszcze nie poprawiło – trzeba coś konkretnego zrobić, by wprowadzić zmiany.
Choć po namyśle, patrząc jak poprawiono życie pasażerom autobusów i tramwajów nie jestem pewny, czy życzę tego samego pieszym i rowerzystom.