sobota, 15 września 2012

Apeluję do władz miasta - wycofajcie się z piłkarskiego Śląska

Dla dobra kibiców i miejskich podatków sprzedajcie piłkarski klub WKS Śląsk Wrocław – oto mój apel do władz miasta. To, co obserwujemy od kilku miesięcy pokazuje, że nie ma ani pieniędzy ani umiejętności by z zielono-biało-czerwonymi było lepiej.

Czekałem z tym tekstem do pierwszego ligowego spotkania piłkarzy pod wodzą nowego trenera, bo nie zależało mi na utrudnianiu mu startu. Teraz jednak, niezależnie od tego jak się zakończyło to spotkanie, sądzę, że najwyższy czas przypomnieć władzom Wrocławia ich obietnicę o wycofaniu się z klubu. Lepszego momentu na taki krok nie będzie.

Śląsk jest dziś mistrzem Polski. Takiego celu nikt przed Orestem Lenczykiem oficjalnie nie postawił – ale jemu się udało. Brawa i wielki szacunek dla każdego kto przyłożył do tego rękę. I pytanie: dlaczego następnego dnia nie rozpoczęto szukać nowego właściciela? Skoro dla każdego, który interesował się klubem było jasne, że lepiej niż w tym momencie nie będzie.

Dlaczego tak twierdzę? Bowiem jeszcze przed fetą wiadomo było, że straciliśmy najlepszego obrońcę w klubie – Piotra Celebana. Celiego nie udało się zatrzymać. Zdaniem działaczy chciał za dużo pieniędzy – a tych w klubie nie było (i do dziś nie ma). Potem było tylko gorzej. Zespół, który miał szansę walczyć o Ligę Mistrzów przed eliminacjami do niej tylko się osłabiał. Efekty wszyscy widzieliśmy – jedyne, co podczas przygody pucharowej działało poprawnie to doping. Piłkarze raz – w przegranym meczu z Hannoverem u siebie – pokazali serce do walki za co zebrali zasłużone brawa.

Winnym kłopotów został Orest Lenczyk. Można by to było zrozumieć, wszak trener zazwyczaj w przypadku kłopotów jest zmieniany, tylko dlaczego w takim żenującym stylu? I w takim, a nie innym momencie? „Dziadunio”, jak o nim mówią, to specyficzny człowiek. Nie będę się wypowiadał o tym jak pracował jako trener, czy potrafił motywować piłkarzy ani czy kazał im dźwigać za dużo ciężarów, bo nie jestem ekspertem. Mogę za to z czystym sumieniem napisać o czym innym. Lenczyk dał Śląskowi wicemistrzostwo i mistrzostwo kraju z drużyną, która na papierze nie była w stanie osiągnąć żadnego z tych sukcesów. Jakby powiedzieli Amerykanie: against all odds. Po czym, w momencie gdy trzeba było walczyć o więcej, okazało się, że musi od początku budować defensywę. Ze swojej winy? Pewnie w jakimś sensie tak. Czy tylko on był odpowiedzialny za kłopoty? Na pewno nie, skoro już pod koniec ubiegłego sezonu był moment, w którym się obawiano, że nie będzie za co piłkarzom płacić (że już nie wspomnę o kłopotach z wypłatą należnych premii za wicemistrzostwo).

Z doniesień medialnych wiemy, że Lenczykowi w ostatnim okresie nie układało się z zawodnikami. Ba – dowiedziałem się nawet, że grali przeciw trenerowi. „Dziadunio” miał być „krnąbrny”, nie szanować nikogo, a w klubie miał „nie być skonfliktowany chyba tylko ze sprzątaczką”. W efekcie przedstawiciel władz miasta raczył powiedzieć dziennikarzom, że „zwolnienie Tarasiewicza było błędem, a zwolnienie Lenczyka błędem nie będzie.” Abstrahując od totalnego braku klasy osoby wypowiadającej te słowa chciałbym się zatrzymać nad ich treścią. Ryszard Tarasiewicz rozstał się z klubem gdy był on na przedostatnim miejscu w tabeli. Lenczyk – gdy wygrał pierwsze od trzech dekad mistrzostwo kraju. Nie szanował nikogo w klubie? Mnie to nie dziwi. Zatrudnił go osobiście prezydent Wrocławia (to on z nim rozmawiał) – i Lenczyk czuł poparcie właściciela klubu.

Więcej nawet – przez dwa lata de facto nie było w klubie dyrektora sportowego, który by był w stanie dyskutować nad sposobem szkolenia piłkarzy – przecież oficjalny dyrektor zajmował się młodzieżą, której tak naprawdę jej nie mamy. Słyszał ktoś o wrocławskim Żyro i Wolskim? Kolejny argument – we władzach klubu nie ma nikogo, kto się zna na sporcie. Sekretarz i wiceprezydent miasta, plus trzech prawników i prezes od ekonomii – nie byli w stanie go dobrze nadzorować. Nic dziwnego, że nikogo w nim nie słuchał, skoro już na etapie zatrudniania postawiono go powyżej prezesa.

Kończymy jednak z personaliami. Zmieniliśmy w fatalnym stylu trenera. Nowemu życzymy najlepiej. Tylko co dalej? Pieniędzy w klubie nadal nie ma. W sytuacji kryzysu nie można już dowolnie pompować w niego środki z budżetu miasta – bo są to pieniądze, których zabraknie na coś innego. Obecne władze pokazały, że historycznego sukcesu nie są w stanie przekuć na „modę na Śląsk”. Jest jeszcze ktoś kto ma wrażenie, że nawet próbuje? Jakie ułatwienia w kupowaniu biletów wprowadzono? Jakie zachęty dla potencjalnych nowych kibiców, którzy mogliby wspomagać klub pieniędzmi z biletów? Bo ja nie widziałem żadnego. Nie wydaje się wam, że bilety na mecze Śląska powinny być dostępne nie tylko w dwóch punktach miasta? Do tego jeszcze kompletnie nie trafiony wybór „strategicznego wspólnika” w klubie, którego postawa pokazuje, że bardziej interesuje go pewnie pogoda w Tajlandii czy wysokość zbiorów ryżu w Stanach Zjednoczonych niż Śląsk. No dobra – może lekko przesadzam. A może nie.

W ostatnim roku, pomimo sukcesów sportowych, dowiedzieliśmy się, że nie ma nikogo kto wiedziałby jak zarządzać klubem. Jak zatrzymać wartościowych zawodników. Skąd wziąć na nich pieniądze. Jak zachęcić ludzi do kupowania biletów. Jak poradzić sobie z kłopotami z klubie inaczej niż wyrzucając autora sukcesów, przeciwko któremu zaczęli grać piłkarze. Dlatego apeluję do właścicieli Śląska – sprzedajcie swoje udziały, dopóki klub jest Mistrzem. Kiedy przedstawia rzeczywistą wartość. Komuś kto będzie w stanie nim zarządzać lepiej. A przynajmniej spróbujcie kogoś takiego znaleźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz