czwartek, 31 stycznia 2013

Co dobrego mogłoby wyjść ze wstrzymania nam środków unijnych

„Wydajemy pieniądze unijne, często je wyrzucając w błoto, żeby tylko wydać. Mamy naprawdę poważny problem z całością środków i ich dystrybucją – ze 100 mld zł, a nie z drobną kwotą 3 mld.” Trudno się nie zgodzić z Mariusz Zielke i trudno to ująć lepiej. Czy wstrzymanie nam pieniędzy unijnych cokolwiek zmieni? Nie sądzę: wymagałoby to ciężkiej pracy przede wszystkim od nas, a na to Polacy raczej się nie zgodzą.

Dlaczego, skoro blog dedykuję Wrocławiowi, poświęcam wpis środkom unijnym? Bo Wrocławia dotyczy ten sam problem, o którym Mariusz Zielkee, były dziennikarz śledczy "Pulsu Biznesu", a obecnie pisarz, autor powieści sensacyjnej "Wyrok" (polecam) wspomniał w rozmowie z portalem wgospodarce.pl mówiąc o środkach unijnych: „Mamy problem z tym, żeby te pieniądze poszły wreszcie na rozwój kraju, a nie na przejedzenie albo przekręty. Żeby to zmienić, trzeba szybko przebudować system, uprościć go i sprawić, żeby służył celom, a nie żeby służył tylko wydaniu jak największych środków. Ale o tym nikt nie chce rozmawiać.”

Ilu z nas wie jak wygląda dopłata z Brukseli do czegokolwiek? Nie pytam już o programy, ale np. na co można dostać kasę? Czy wpływa ona na konto samorządu przed rozpoczęciem budowy mostu, w trakcie, czy po? Na co zdobyć pieniądze łatwiej – na poszerzenie ulicy czy budowę wzdłuż niej torów tramwajowych? Czy to się zmieni w przyszłym budżecie unijnym?
Jeśli, drogi czytelniku, odpowiedziałeś na choć połowę tych pytań – to cieszę się, że tu zaglądasz. Jeśli nie to dla dobra nas wszystkich posiądź proszę tę wiedzę. Bo bez niej nie uda nam się rozliczać polityków (od miejskich i osiedlowych radnych do ministrów i premiera) z tego, na co wydajemy dane nam za darmo pieniądze.

Dla tych, którzy zamotali się zbytnio w spory o związki (co tak załamało od rana Szymona) małe przypomnienie. W środę rano media obiegła informacja, że Komisja Europejska wstrzymała wypłatę 3,5 mld złotych w w związku ze zmową cenową przy kontraktach na budowę dwóch odcinków trasy S8 i jednego odcinka autostrady A4. Zaś parę godzin później dowiedzieliśmy się, że Bruksela gotowa jest zablokować kolejne 4 mld euro na budowę dróg w Polsce. – Stanie się tak, jeśli Polska nie dostosuje się do naszych zaleceń, nie usprawni procedur dotyczących zamówień publicznych, a mimo to przyśle faktury z prośbą o dofinansowanie z unijnego budżetu – powiedziała Polskiemu Radiu rzeczniczka Komisji Shirin Wheeler.



Bardzo bym chciał przy tej okazji wziąć udział w dyskusji o tym, że głupotę robimy rozliczając polityków tylko z tego ile wydają pieniędzy z Unii. Że nie patrzymy na efekty. Chciałbym uderzenia pięścią w stół i prawdziwego oburzenia na władze Wrocławia, które same zrezygnowały z dotacji na budowę torowisk na Długiej i Popiwickiej oraz na Jagodno. Choć są one potrzebne i były pieniądze na budowę.
Szkoda tylko, że nie wierzę, że tego doczekam.

wtorek, 29 stycznia 2013

Mogę więcej zapłacić za bilet – jeśli pojadę szybciej niż teraz

Nie chcę darmowej komunikacji miejskiej. Chcę ją szybką, sprawną i przyjazną pasażerowi. Za taką byłbym nawet w stanie zapłacić więcej, chociaż – czego nasi urzędnicy nie zrozumieją już chyba za swojego życia – ona przynosiłaby większe wpływy do budżetu niż kolejne podwyżki.

Jednego dnia dwa teksty o cenach za podróże autobusami się zdarzyły. Wojciech Adamski wyznał mi, że zapis w budżecie na 2013 rok „możliwa jest podwyżka cen biletów za autobusy i tramwaje” należy interpretować: jak wpływy z biletów będą za małe – to podniesiemy ceny biletów. Natomiast Przemek Filar nawołuje do darmowej komunikacji w miastach, skoro kierowcy mają darmowe drogi. Żaden z nich nie ma racji.



O tym, że podwyższanie cen biletów na autobusy i tramwaje to ślepa uliczka już pisałem i nie będę powtarzał wszystkich argumentów. Wystarczy ten kluczowy: gdyby dało się szybciej i wygodniej dojechać do pracy, zrobić zakupy i wrócić do domu – to nikt by autem nie jechał, albo jeździłaby garstka. W wozach zostaliby Ci, co muszą rozwieźć dzieci do przedszkoli i żłobków po różnych końcach miasta i przedstawiciele handlowi.

Natomiast gdyby komunikacja zbiorowa była darmowa jeździliby nią biedniejsi. Bogatsi wybraliby wygodę samochodu – nawet jeśli kosztowałoby to więcej. Nawet jeśli czasem tkwiliby w korkach. Bo korki są uciążliwe, ale gdy nie powtarzają się codziennie można się do nich przyzwyczaić. Są jak wkalkulowana w koszty u restauratora z Chicago lat 20. renta za „ochronę”, którą płacił każdemu, kto tego zażądał, byleby nie urządzano strzelaniny w jego lokalu. Nic to miłego, ale w sumie jest wygodniejsze.

Tak samo jest z podróżami autobusami i tramwajami. W świecie, w którym czas to pieniądz, darmowa komunikacja nie jest wystarczającym wabikiem dla kogoś kto wychodzi z jednej pracy i jedzie do domu najszybciej jak się da bo ma fuchę do zrobienia, a chciałby skończyć przed Ligą Mistrzów. Więcej nawet – gdybym dostał lepszy produkt, szybsze podróże, nawet w przeciętnym standardzie, to bym był w stanie za nie zapłacić więcej niż teraz. I założę się, że nie byłbym jedynym. Zaś przy utrzymaniu obecnych cen, a poprawie tego jednego parametru znaleźliby się tacy, którzy przesiedliby się do tramwajów i autobusów. I Wojciech Adamski z Rafałem Dutkiewiczem by się ucieszyli.
Tyle, że aby to zrozumieć, trzeba podróżować po mieście nie tylko autem z kierowcą.

piątek, 11 stycznia 2013

Langsam, langsam to motto naszych remontów

Świetna informacja. Nasi dzielni urzędnicy doprowadzili sprawę do końca – na rondzie Reagana znów działają elektroniczne tablice. I zabrało im to tylko pół roku! W porównaniu do zapadniętej kostki na Strzegomskiej to „tylko” pół roku – tam naprawiają od roku i dalej im się nie udało. Z drugiej strony zwrotnicę dla superszybkiego Tramwaju Plus naprawili w dwa miesiące, więc da się szybciej. Ba – da się nawet w 72 godziny. Trzeba tylko chcieć.

Mnie byłoby wstyd. Zaś gdybym był politykiem, kopałbym odpowiedzialnych za to w tyłek co dwa dni. Najnowocześniejszy węzeł przesiadkowy Wrocławia – rondo Reagana. Codziennie przewijają się przez niego tysiące pasażerów. Było nie było – wyborców. Niby normalne, że wszystko powinno działać, prawda? A jak się zepsuje – to trzeba wszystko szybko naprawić.

Tylko nie u nas. We wrześniu pisałem, że elektroniczne tablice na na nie działają, bo zalała je woda. A zalała je ponad miesiąc wcześniej. Czekałem ile czasu zabierze naprawa, ale prawie pół roku się nie spodziewałem. Na szczęście dziś już wiem - naprawili.



Potem jednak zacząłem się zastanawiać, czemu ja się dziwię? W tym samym wrześniu przecież pisałem, że zwrotnica na trasie Tramwaju Plus na skrzyżowaniu Legnickiej, Millenijnej, Lotniczej i Na Ostatnim Groszu, została naprawiona po ponad dwóch miesiącach. Choć standard jest u nas taki, że zepsute automatyczne zwrotnice powinny być naprawiane w ciągu 72 godzin. Ale jak widać, teoria różni się zasadniczo od praktyki.

Niby drobiazg, ale superszybki Tramwaj Plus, nie mógł przez to wejść w warp – zamiast płynnie pokonywać trasę, musiał zatrzymywać się przed krzyżówką, by motorniczy ręcznie przestawił tory. Wszystko przez to, że urzędnicy nie mogli dogadać się, kto ma zapłacić za naprawę.



Nade wszystko podoba mi się przykład ze Strzegomskiej. Miał być tramwaj, ale ja wiadomo, urzędnicy tramwajów nie lubią, więc zrobili buspas. Cudownie miało być, ślicznie miały mknąc już teraz autobusy. Nie mkną. Malo tego – spartolili podbudowę i kostka na przystankach się zapada. W marcu obiecywali: „zaraz tu już nakażemy wykonawcy, poprawi i będzie pan zadowolony”. I co? Jajco.



Co jest z tymi remontami we Wrocławiu? Ktoś to wie, dlaczego u nas się po prostu nie lubi naprawiać? Czy to przekracza ludzkie umiejętności? – naprawić jak się coś zepsuje? A może chodzi o coś innego? Może nie kole to w oczy tych, których właśnie powinno oblewać to rumieńcem wstydu? Może jednak jest tak, że we Wrocławiu naprawy robi się bardzo wolno i byle jak, dlatego że żaden wyborca nie zwraca na to uwagi. Może bylejakość w naszym mieście wystarcza?

piątek, 4 stycznia 2013

Widziałem profesjonalną opozycję we Wrocławiu

Na naszych oczach ta opozycja w mieście, na którą Wrocław tak czeka, pokazała swoje profesjonalne oblicze. Tyle, że nikt nie zauważył, bo było to przed Sylwestrem. A najśmieszniejszy jest fakt, że podczas debaty budżetowej Platforma Obywatelska zaatakowała zawzięcie także pomysł swojego własnego posła – organizacji turnieju World Games.

To było tydzień temu i nie przebiło się do dyskusji publicznej. A stało się coś, w co już zacząłem wątpić – PO zaatakowała Dutkiewicza konkretami, a nie powtarzaniem po raz kolejny, że obwodnicę autostradową zbudował rząd, albo pokazując „wizje” miasta negatywnie zweryfikowane w poprzednich wyborach.

Tym razem było inaczej. Radni Platformy przeczytali budżet i złapali prezydenta na różnicy między tym co mówi, a tym co jest w dokumencie – aż ten się obraził i sobie poszedł. Doszło tylko do tego, że padło sakramentalne: „budżet będziemy zmieniać i obiecuję...” i nie pamiętam co było dalej. Nie pamiętam, bo odkąd obiecał remonty stu kamienic rocznie, a zrobił sto w cztery lata – nie wierzę w to „obiecuję”.

Trzymając się PO. Z mikrofonów popłynęło to, co Platforma chciałaby, żeby powstało: obwodnica Leśnicy, nowy budynek V LO, tramwaj na Muchobór i obwodnica Psiego Pola (nie pytajcie mnie – nie jestem pewien o co chodziło).

Mało tego – usłyszałem, że nie powinno być: Sylwestra w Rynku, Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej, koszykówki Koelnera i World Games 2017. Nie dopytywałem czy poseł Michał Jaros (PO) wie, że PO już jest przeciwna jego pomysłowi. Bo nie o to tu chodzi. Chodzi o to, że jedyna opozycja wyczekiwana w tym mieście już się budzi.

By uwierzyć w realność alternatywy chciałbym, żeby PO zachowywała się wcześniej jak PiS, czyli proponując własne pomysły – jak choćby dziennik czy dzienniczek dostępny przez internet. Bo do tej pory to właśnie PiS merytorycznie biło PO (jako opozycja) w mieście na głowę. Tyle, że PiS – tak jak cała lewica – nie wygra we Wrocławiu za życia tego pokolenia i tyle.

Teraz Platforma się obudziła tak, jak powinna – mówiąc o konkretach. Proponując coś za coś. Czy pierwszy i ostatni raz? Mam nadzieję, że nie. Dobra opozycja jest potrzebna. Nawet taka, do której mam więcej zastrzeżeń merytorycznych niż do władzy.